"Filip" na fali
21 września 2013; 11:14 - tkuc32 Komentarzy: 1Gdy skonfliktowany z trenerem odchodził ze Stomilu, wielu wieszczyło, że będzie już zjeżdżać po równi pochyłej. I rzeczywiście, wiosną szło mu w Morągu nieszczególnie. Za to od tego sezonu po III-ligowych boiskach biega już stary dobry "Filip".
- Czy czuję moc? Tak. Czuję, że forma przyszła w odpowiednim momencie - mówi Krzysztof Filipek, który w tym sezonie strzelił dla Huraganu Morąg siedem bramek w ośmiu meczach i gra jak z nut. - Zdrowie dopisuje i to jest najważniejsze. Trzeba dalej pracować, żeby druga polowa rundy była jeszcze lepsza, a przynajmniej taka sama - dodaje "Filip".
Śmiało można o nim napisać, że odbił się od sportowego dna, bo po odejściu ze Stomilu był na zakręcie. Ostrym. Nawet na tle III-ligowych rywali nie wypadał wiosną jakoś wybitnie i było widać, że jest w dołku.
- Kontuzja i rozstanie z klubem, w którym się wychowałem, nie powiem, były najtrudniejszymi chwilami w moimi piłkarskim życiu - przyznaje "Filip". - Myśl o odpuszczeniu sobie piłki? Tylko przemknęła przez moją głowę. Szybko ją pognałem. "Kiedy wszytko się sypie, ja znajduje mokry piasek i buduje z niego zamek, który przetrwa każdą burzę". To takie moje motto, które usłyszałem niedawno w pewnym utworze. I tego się trzymam.
Do motta Krzysiek stara się stosować, ale nie ukrywa, że łatwo przez ostatnich kilkanaście miesięcy nie było.
- Po kontuzji powrót nie był taki prosty, jak mógł się wydawać. Z piłką zacząłem trenować dopiero jakoś w lutym (ubiegłego roku - red.) - opowiada Filipek. - Runda była trudna, mecze co trzy dni. Nie za bardzo było kiedy odetchnąć i spokojnie potrenować. A później, po długim okresie w Stomilu przyszedł czas na zmianę otoczenia. Wiedziałem, że to mnie czeka od momentu, kiedy pan Kaczmarek oznajmił mi po rundzie jesiennej, że będzie chciał rozwiązać ze mną kontrakt. Mam za sobą trudny okres, ale bardzo budujący i wzmacniający. Dałem radę.
O tym, że trener Zbigniew Kaczmarek i Krzysztof Filipek, delikatnie mówiąc, nie przepadają za sobą wiadomo było od dawna. W sumie trudno stwierdzić dlaczego. Ot, niezgodność charakterów. Ich napięte relacje na zdrowie nie wychodziły jednak ani Filipkowi, ani klubowi. Ktoś musiał odejść.
- Jak tylko przyszedłem do klubu, to na pierwszym spotkaniu pan Kaczmarek dał mi do zrozumienia, że nie pasuje mu to, że przyszedłem do klubu sam i nie zostałem ściągnięty przez niego. W sumie nie wiem, czemu tak naprawdę mu to nie pasowało - zastanawia się Filipek. - Po pierwszej rundzie chciał się mnie pozbyć, ale jakoś się wybroniłem i wskoczyłem do składu, pomogłem w awansie. I najbardziej boli mnie brak szansy pokazania się w I lidze, bo jednak też ciężko pracowałem na ten awans. Latem, przed rozpoczęciem poprzedniego sezonu, znowu udowodniłem w sparingach, że jestem w formie i można na mnie liczyć. Zresztą sam pan Kaczmarek o podkreślał. Przyszła jednak liga i najwięcej zagrałem... 18 minut. Akurat z Zawiszą, 0:5 w ryj... Przykra sprawa, ale co zrobić...
Najbardziej przewrotne w splecionych losach Filipka i Kaczmarka jest to, że na początku sezonu 2011/12, gdy posada szkoleniowca wisiała na włosku, to właśnie trafienia Filipka wyratowały tego drugiego przed dymisją. Jesienią 2011 Filipek strzelił przecież aż 11 bramek w II lidze.
- Myślę, że on pamięta tę rundę bardzo dobrze. To dzięki niej może się teraz uśmiechać do kamery w Orange Sport - ironizuje piłkarz Huraganu. I dodaje: - Z perspektywy czasu można stwierdzić, że to właśnie ta runda dała nam awans. Wiosna to była już tylko formalność. Graliśmy wtedy bardzo dobrze, piękny okres. Byliśmy wtedy mocni!
O grze w Stomilu "Filip" zawsze mówi z emocjami. Nic dziwnego, bo to prawdziwy "Stomilowiec". Co do tego nie ma wątpliwości. Zresztą w ogóle do gry w piłkę nożną Krzysiek podchodzi emocjonalnie - szybko się nakręca, szybko denerwuje, często mówi bez ogródek co myśli. Takich jak on nie kochają wszyscy trenerzy.
- Czy uważam się za trudnego do prowadzenia? Nie, czemu? Ja poradziłbym sobie ze sobą - śmieje się zawodnik. - Sztuką u trenera jest właśnie to, żeby umieć rozmawiać z każdym i umieć dotrzeć do każdego zawodnika indywidualnie. Piłkarze to przecież ludzie i każdy jest inny.
Sam Krzysiek również wiąże przyszłość z trenerką. Na razie przymierza się do szkolenia młodzieży. Jego ideał to mieszanka Diego Simeone, Jana Urbana i Jurgena Kloppa oraz Josepha Guardioli.
- Ekspresja i życie w trakcie meczu Diego Simeone, luz Jana Urbana, podejście do zawodników Jurgena Kloopa oraz zmysł taktyczny i garderoba Guardioli - wylicza z uśmiechem piłkarz, któremu w Morągu sporo dało chyba przyjście Czesława Żukowskiego, trenera, u którego "Filip" dojrzewał jako junior Stomilu. - Na pewno dał mi nowy impuls. Trzeba jednak oddać również trenerowi Fedorukowi, że przygotował drużynę zimą i też wykonał kawał dobrej roboty.
Teraz natomiast kawał dobrej roboty wykonuje Filipek. W tym sezonie strzelił już po dwie bramki Sokołowi Ostróda i - ostatnio - ŁKS 1926 Łomża. W sumie siedem i kilka asyst. Były piłkarz Stomilu nie ukrywa zresztą, że chętnie zdobyłby koronę króla strzelców. Wciąż przecież myśli o powrocie do ukochanego Stomilu.
- Myślę, że to realne marzenie - ocenia Filipek. - Zaraz po kontuzji prezes Czałpiński zachował się wobec mnie bardzo fair. Nie starał się rozwiązać kontraktu od razu, tylko wypożyczył mnie do Morąga i dalej interesował się moją osobą. Był nawet na meczu w Morągu. Nie ukrywam, że dużo mi to dało i jestem mu za to bardzo wdzięczny. A czy wrócę do Stomilu? Zobaczymy. Na pewno bardzo bym chciał...
Rozmawiał Piotr Gajewski /dwadozera.pl/
Podziel się z innymi: | |
Facebook - Lubię To: |
|